Forum Forum Fanów Serialu Ostry Dyżur - ER Strona Główna Forum Fanów Serialu Ostry Dyżur - ER



"Zdanie po zdaniu" (ze starego forum)

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Fanów Serialu Ostry Dyżur - ER Strona Główna -> FanFic
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Abby Carter
Stażysta



Dołączył: 28 Wrz 2005
Posty: 1272
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

 PostWysłany: Nie 12:08, 15 Kwi 2007    Temat postu: "Zdanie po zdaniu" (ze starego forum) Back to top

To efekt naszej zabawy na starym forum, co prawda nie był to zdanie po zdaniu, a tym bardziej trzy zdania, ale cóz^^


Wyglądała przez okno w salonie na spowity świetlnymi promieniami ogród. Nawet w środku słyszała głośny śmiech dwóch najważniejszych osób jej życia. Uśmiechnęła się do siebie. Nie mogła uwierzyć, że jeszcze kilka lat temu w życiu by nie podejrzewała, że wszystko się tak potoczy. Zmieniła się. I to na lepsze.

Już nie bała się wszystkiego, tak jak niegdyś, nie bała się zaufać i powierzyć swego serca mężczyźnie. I przede wszystkim pokonała ten największy lęk, który towarzyszył jej odkąd stała się dorosła... Dojrzała, przełamała bariery. Oczywiście nie było to łatwe, ale nie żałowała...


Chociaż na początku było trudno, bardzo trudno, nie poddała się. Teraz dzięki swojemu uporowi ma wspaniałego męża i dziecko. O czym mogła jeszcze marzyć?


Chyba tylko o tym, żeby na ich drodze więcej nie stanęły takie przeszkody jak jeszcze kilka lat temu... Cofnęła się pamięcią do tamtych chwil. Tak mało brakowało, a tego wszystkiego mogłoby nie być...


3 Lata wcześniej...

Stała przed drzwiami. Zastanawiała się czy ma nacisnąć dzwonek. Położyła palec na włączniku. Długo biła się z myślami. Co ma zrobić? Czy to, co robi w tej chwili jest właściwe? W końcu zdobyła się na odwagę i opuszkiem palca przycisnęła przycisk. Zza drzwi usłyszała kroki. Wzięła głęboki oddech, gdy drzwi powoli zaczęły się rozchylać...

- Abby?
- Cześć, Carter... - Powiedziała na wydechu. Przez szparę w drzwiach za mężczyzną dojrzała nie rozpakowane jeszcze pudła. Stali przez chwilę wpatrując się w siebie bez słowa. PO chwili się zreflektował i otworzył szerzej drzwi gestem zapraszając ją do środka.
- Słyszałam, że wróciłeś... - Rzekła chwilę później.
- Yeah... Kilka dni temu... Napijesz się czegoś? Kawy? - Zawahała się. Pomyślała jednak, co ma do stracenia, w końcu czekają na nią tylko puste ściany i masa smutnych wspomnień, które nie mogły się zakończyć inaczej niż kolejną nocą, spędzoną na płaczu w poduszkę.
- Poproszę. - Usiadła na kanapie, przykrytej prześcieradłem i czekała aż wróci z dwoma kubkami parującego płynu.
- A co u ciebie? Jak się trzymasz? - A więc wiedział o tej stracie... No tak... W szpitalu nic nie może pozostać w sekrecie... Musiał się dowiedzieć, że jego niedoszła narzeczona właśnie straciła swojego nowonarodzonego syna, a związek z jego ojcem posypał się... Przemknęło jej przez myśl, że bardzo podobnie było w przypadku jego i Kem...


- W porządku - opowiedziała sucho
- Jesteś pewna? Coś jednak nie myślę, że...
- Tak Carter, czuje się w porządku, na ile można się czuć po stracie dziecka i jego ojca. Na tyle dobrze, na ile się mogę czuć po tym jak wszystkie moje sny i marzenia, całe 9 szczęśliwych miesięcy poszło w niepamięć- odcięła zirytowana i zdenerwowana

- Abby, martwię się o ciebie. Wiem, co...
- Do cholery! - Przerwała mu zirytowana. - Trochę nie w porę, jakoś, kiedy byliśmy razem nie obchodziło cię to, co czuje. - Odgryzła się agresywnie. Nie chciała tego, po prostu liczyła, że w jego towarzystwie zapomni o tym, co ją nękało. Nie mogła zapomnień nawet w pracy. Chociaż nie rozstała się z Luką w gniewie i nie miała do niego żalu, widok jego i Sam mimo wszystko nie działał kojąco. Posłał jej spojrzenie zbitego psa nic nie odpowiadając. - Przepraszam. - Zreflektowała się. - Nie chciałam. Po prostu myślałam, że będziemy mogli normalnie porozmawiać nie wracając pamięcią do tego wszystkiego.


- OK. Więc rozmawiajmy - opowiedział
- Co słychać u ciebie? Jak twoja rodzina? - zapytała nagle Abby
Carter uśmiechnął się smutno
- Ojciec znalazł sobie nową kobietę. Matka jest wściekła, bo boi się, że straci przez to reputację. Barbara nie chce mieć z nimi nic wspólnego odkąd się zaręczyła z Scottem, a ja stoję pośrodku i wszyscy traktują mnie jako winnego. Oprócz Barbary oczywiście. Matka ostatnio próbowała mnie zeswatać z jakąś Jennifer, bo doszła do wniosku, że hańbię rodzinę CARTER ponieważ mam ponad 30 lat i nikogo przy sobie - zaśmiał się gorzko.
- A poza tym wszystko w porządku.

- Auć... Randka w ciemno? Nigdy nie zapomnę jak Susan zaaranżowała randkę z kumplem Chucka. - parsknęła śmiechem.
- Aż tak źle?
- Gorzej. Najpierw przez godzinę gadał o tym jak bardzo kochał swoją byłą żonę, później jak bardzo chce sobie ułożyć od nowa życie i bardzo do niego pasuję, a później relacjonował mi swoją kartę zdrowia. - teraz obydwoje śmiali się w najlepsze.
- I co?
_ kiedy wyszedł do toalety uciekłam...
- O nie, jak mogłaś? - parsknął śmiechem.
- Wiem... Jestem okropna... A twoja randka jak się udała?


- Tragedia totalna. Do restauracji przyszła tleniona blondynka na wysokich obcasach. Już na samym początku zapowiadało się nieszczęście. Biegnąc do mnie upadła na kelnerkę, która wylała kawę na głowę jakiegoś biednego mężczyzny. Następnie Jennifer opowiadała mi o swojej masażystce, którą mąż zostawił po 2 latach małżeństwa. O mało się nie udusiłem lodami gdy dodała, że ma nadzieję, że ja tak nie zrobię - dodał ze śmiechem
- Miała aż tak ambitne plany? - zapytała rozbawiona Abby
- Widocznie. Pytała mi się za ile zamierzam jej kupić pierścionek i sukienkę, a jeśli nie mam pomysłu to ona ma już wypatrzone w sklepach. Dodała, że możemy od razu się po nie wybrać. Grzecznie odmówiłem. Później rozmowa zeszła na temat wymarzonego domu. Jennifer ma zadatki na księżniczkę niestety. Końca randki nie pamiętam, ponieważ gdy zaczęła opisywać w jaki sposób zrobiła sobie paznokcie urwał mi się film - uśmiechnął się - Obudziła mnie kelnerka i dała karteczkę, na której były odbite usta Jennifer i napisanie, że bardzo dobrze się bawiła i chciałaby to powtórzyć. Nie skorzystałem. Matka co prawda nie odzywała się do mnie dosyć długo, no ale nie ścierpiałbym tego jeszcze raz.

- Widzę, że faktycznie miałeś udany wieczór. Mi Susan też suszyła głowę przez tydzień. Ale to było wieki temu... Niedługo po tym jak wróciłeś do Chicago.. Już więcej tego nie zrobiła.
- Widzisz, a moja wciąż usiłuje mnie z kimś umówić... Teraz szuka mi partnerki na bal...
- Nie ma to jak kochane matki... Maggie nie może zrozumieć czemu jeszcze nikogo sobie nie znalazłam, chociaż minęły już prawie dwa lata..
- Taaak... A co u niej?


- Wszystko w porządku- uśmiechnęła się na jej myśl - Czuje się bardzo dobrze. Nawet znalazła sobie partnera, który jej pomaga. Dawno nie widziałam jej takiej szczęśliwej. Andrew ma na nią dobry wpływ. Dzięki niemu zażywa leki bez żadnych sprzeciwnień. Pewnie dlatego, że jest z nim szczęśliwa myśli, że jak ja będę kogoś miała to też się tak diametralnie zmienię - powiedziała słodko-gorzkim tonem - Jakoś w to nie wierzę...

- Jesteś wyjątkowa i nie sądzę, ze powinnaś się zmieniać, Abby.
- Kiedyś uważałeś inaczej. - dodała z ironią, jednak poczuła w środku miłe ciepło.
- Wiem. ale dobrze na tym nie wyszedłem, prawda? Oboje na tym dobrze nie wyszliśmy...
- Racja... Ale ja naprawdę, chciałam się zmienić... Tylko nie potrafię... Ani przy tobie, ani przy Luce... - szepnęła...
- Hej, to nie twoja wina. PO prostu najwidoczniej to nie była dobra pora...
- Dzięki, Carter. Wiesz, nigdy nie sądziłam, że jeszcze kiedyś będziemy mogli porozmawiać jak przyjaciele...


Widzisz? Jednak zmieniłaś się trochę. Rozmawiamy ze sobą jak przyjaciele, chociaż jeszcze przed moim wyjazdem nie potrafiliśmy mówić o niczym innym niż pacjenci albo kilku zdaniowe wzmianki o pogodzie.
- To chyba nie była moja wina, prawda? - przerwała mu - To nie tylko ja zrujnowałam naszą przyjaźń
- A czy ktoś cię o to obwinia ? - zapytał zirytowany
- Przepraszam bardzo, ale powiedziałeś, że się zmieniłam i teraz możesz ze mną normalnie rozmawiać - lekko podniosła głos
- Wcale tak nie powiedziałem
- Ale tak to zabrzmiało
- To nie moja wina, że wyciągasz błędne wnioski z tego, co mówię- powiedział obojętnie
- I właśnie to był zawsze nasz problem. Zawsze wyciągaliśmy złe wnioski z tego, co mówiliśmy. Z obietnic także - wypowiedziała przez zaciśniętą szczękę
- Co ty sugerujesz?! - opowiedział podniesionym głosem Carter
- Dobrze wiesz o czym mówię!!
- Właśnie o to chodzi, że nie!!
- To już twój problem !!
- Twoim było to, że nigdy nie ukazywałaś swoich uczuć...
- Powiedział ten, który zawsze to robił - odpowiedziała z ironią



- Carter mam dość! Znów doprowadzamy do takiej samej sytuacji! Chyba miałeś kiedyś racje, nie kontynuując naszej przyjaźni! - gwałtownie wstała i odwróciła się na pięcie w stronę drzwi.
- Miałeś rację! Ludzie się nie zmieniają - krzyknął za nią wściekłym tonem.
Wychodząc z budynku Abby zainteresowało dziwne zielonkawe światło unoszące się nad jej głowę. Nie przyglądała się jednak temu zbyt długo. W jej wnętrzu gotowały się emocje. Nie obchodziło jej, co to światło tu robiło, jakie było jego źródło i co miało się wydarzyć. Pędziła przed siebie, rozpamiętując ostatnie chwile ich kłótni. Nie sądziła, że dziwne światło pochodziło z zupełnie innej przestrzeni kosmicznej, a jej dawnego przyjaciela i ukochanego porywają właśnie kosmici...


Kosmici z Planety GKLHGTL89 oficjalnie rozpoczęli eksperyment. Miał on wykazać wyższość ich organizacji społecznej nad organizacją panującą na Ziemi. Jako idealny obiekt wybrali samicę o numerze 64FOLN8962 o ziemskim kryptonimie "Abby Lockhart". Nie potrafili zrozumieć dlaczego ta prymitywna społeczność zablokowała swój rozwój pozostając przy stosowaniu kryptonimów i nie rezygnując z różnorodności genetycznej. Aby ich eksperyment doszedł do skutku musieli przebadać dwóch samców utrzymujących kontakty z obiektem...


Obiekt pierwszy już znajdował się w ich rękach. Znalezienie obiektu numer dwa także nie było zbyt trudne. 'Richard Lockhart' został już namierzony i to właśnie jego dom był kolejnym celem. Po kilku ziemskich sekundach zielona poswiata rozbłysła więc kilka kilometrów od posiadłosci Cartera. Oba obiekty zostały bezpiecznie ulożone w klatkach pojazdu mieszkańców Planety GKLHGTL89 i ze zdenerwoaniem czekali, co im przyneisie los. Prawda była taka, że Carter i Richard byli neiżywi ze strachu.

Do oświetlonbego mdłym światłem pomieszczenia, na środku którego stały dwa metalowe fotele, na których przykuci metalowymi kajdanami siedzieli dwaj samcy weszła, a być może wszedł - płeć była trudna do określenia - kapitan pojazdu.
- CZYM JESTEŚ??? CZY TO JAKIŚ KOLEJNY CHORY ŻART??? - krzyknął 'Richard Lockhart'. Kosmita wskazał palcem na samca, który natycmiast zamilkł. W 'rękach' trzymał dwa urządzenia, wyglądające jak dwa płaskie, okrągłe arkusze metalu. 'Johna Cartera' zmroziło ze strachu, gdy kosmita zaczął zbliżać się w jefgo stronę. Nic nie mógł zrobić. jego źrenice rozszerzyły się, gdy kosmita przykleił arkusz na jego czoło. Odpłynął i nie widizał, że owy dziwny stwór robi to samo z drugim mężczyzną.
Dotknął najpierw pierwszy, później drugi metalowy krążęk, a po każdym z bezwładnych ciał przesunął się promień światła.
Chwilę później w kabinie sterowania roz;egł się niezrozumiały pisk, który przkeazał komunikat innym kosmitom.
- Zaszła pomyłka! Samiec o kryptonimie 'John Carter' jest pomyłką!!! Czyja to wina? Chodziło nam o samca o kryptonimie 'Luka Kovac'!!! Krytera według, których dobieraliśmy kandydatów mówiły jednoznacznie! Obaj samcy musili wyprodukować z samicą produkt o nazwie embrion!



- Trudno, posłużymy się jednym eksponatem. 'Johna Cartera' możecie zutylizować. - kapitan wydał polecenie. Dwa jednookie stwory odkleiły z czoła metalowy arkusz i trzymając go za ręce wrzuciły do wielkiego parujacego kotła. Do uszu Richarda dotarł tylko przeraźliwy i mrożący krew w żyłach wrzask. Po chwili jednookie stwory zgarniały kupke prochów Johna z dna gara. Richard zemdlał.

TYMCZASEM NA ZIEMI.
- Abby, co t u robisz? - przystojny mężczyzna uchylił drzwi mieszkania.
- Hej... moge wejść? Musimy pogadać.
- Jasne, wchodź, zaraz zrobię coś do picia.
- Nie, nie zaracaj sobie tym głowy, po prostu musimy sobie cos poukładać.
Wyraz twarzy Luki wskazywał, ze mężczyzna nei wiedzial o czym Abby mówi. Ale postanowił jej nie przerywać. Był ciekaw, co ją tu przyprowadziło.
- Posluchaj, wiem że ostatnio nie układało się między nami najlepiej, ale tak nie powinno byc. Powinniśmy coś z tym zrobić. Nie chcę stracić na zawsze kolejnego przyjaciela.... - przerwała i spojrzała w twraz Luki. Zdala sobie sprawę, ze nei obejdzie się bez głębszych wyjaśnień. - Carter wrócił do Chicago. Poszła do niego, by porozmawiać, ale z naszej wspaniałej przyjaźni pozostały tylko gruzy. Nie potrafimy sie juz dogadać, a nasze dziesięciominutowe spotkanie skończyło się awanturą. Nie chcę, by i z nami stało się tak samo... Ale oczywiście jeśli nie chcesz kontyuowac naszej przyjaźni to ja to zrozumiem... Z resztą... Nie, przepraszam cię, nei pwoinnam tu w ogóle przychodzić. Co ja sobie myślałam - gwałtownie wstała i udała się w stronę drzwi. - Przepraszam Luka, ty jesteś szczęśliwy z Sam a moja obeność tu może doprowadzić do jakichś nieporozumień między wami. Przepraszam. - odwróciła się raz jeszcze, juz stojac w progu otwarych drzwi.
- Poczekaj, odprowadzę cię - Luka, który przez chwilę miał wrazenie, że tajfun w psotaci Abby przelecial przez jego mieszkanie, w końcu odzyskał głos i władzę w mnogach. Zgarnał swoja kurtke z wieszaka i przekręcił klucz w drzaiwch.
Przez całą drogę Abby mówiła o tym, jak ważna dla niej zawsze była przyjaźń z Luka i Carterem. Oddalili sie od siebie, wiedziała o tym. Nie był sznas na utratowanie przyjaźni z Johnem, nie mogła wiec pozwolić sobie na zaniedbanie w stosunku do Luki. Także Kovac przyznał, że ta znajomość duzo dla neigo znaczy.
Skierowali się na najbliższą platforme EL. Mieli szczęście, pociąg właśnie nadjechał. Żadne z nich nie wsiadło jednak do neigo. TO co zobaczyli sprawiło, ze nogi wrosły im w deski. Z ostatniego wagonu wyszła Sam, trzymajc za rękę Kerry Weaver. obie smiały się i szły naprawde blisko siebie. Oczy Luki i Abby wyszły prawie z orbit wmomencie, gdy Sam nachyliła się nad Kerry i kobiety namiętnie zaczęły się całować.


Gdy wreszcie oderwały się od siebie niższa z nich podniosła głowę napotykając oszołomine spojrzenie Abby i Luki. Jak na zawołanie dwie kobiety odskocyzły od siebie pokrywajac się szkarłatnym rumieńcem.
- SAM??? CO ROBISZ? - krzyknął zbulwersowany obcokrajowiec. POmimo, że stali w duzej odległości dwie lesbiki wszystko usłyszały. Cała czwórka zbliżyła się w swoją stronę.
- Luka... wszystko ci wyjaśnię. To nie tak jak sądzisz, naprawdę. To pomyłka.
- Doprawdy? - jego głos był w stanie zmrozić każdego. Zdawało się, że Sam i Kerry zmniejszyły się w sobie. Abby wciaż była zbyt zszokowana, aby cokolwiek powiedizeć. Jak one mogły zrobić coś TAKIEGO?! Biedny Luka... Położyła mu dłoń na ramieniu chcąc dodać otuchy.
- Luka... kocham cię! Nie rozumiesz tego?
- Dziesięć minut temu powiedizałaś, że nie kochasz tego mężczyzny. - do rozmowy właczyła się ich szefowa. Trzy głowy odwróciły się w jej stronę - I że ejsteś z nim tylko dla tego, żeby nikt nie domyślił się, że jesteś lesbijką. - blondynka zaczerwieniła sie ejszcze bardziej, o ile to w ogóle mozliwe.
- Świetnie! Możesz się wynosić, Sam!
- Luka, to nie tak jak myślisz! - ale już jej nie słuchał. Odwrócił się, a Abby poszła za nim. Nie widizała zmian, która zachodzą na jego twarzy. Przemknął przez nią krótki grymas, gdy z jego ciałem zderzyła sie niewidoczna mknąca z prędkościa światła smuga pyłu, który bez wiekszej trudności wniknął w mężczyznę. Przez chwilę rozgrywała się w nim walka, a pochwili Abby zauważyła, ze zgina się i wymiotuje prosto na chodnik. Przegrał. Dusza Luki Koavaca wyleciała w przestworza raz na zawsze ąłcząc się z żoną, którą kochał najbarzdiej pod słońcem i trójką maleństw, które były dla niego najważniejsze. A w jego cielesnej powłoce rozgościł się nikt inny jak... John Truman III Carter.
John nie pamietał co dizało się z nim przez ostatnie pięćdziesiąt minut. Świadomosć wróciła mu wraz z miękkim dotykiem kobiecej dłoni na ramieniu. Znał ten dotyk tak dobrze, jak nic innego na świecie. I ten zapach. Delikatna woń szamponu Johnson&Johson, wiśniowego balasamu do ciała, rześkich perfum i Malboro Gold. Pamiętał go każdej sekundy i wróćił do niego z nową siła dzisiejszego wieczoru. Ale tym razem był bogatszy o coś innego, co kojarzyło mu się nieodminnie z macierzyńską iłością. Pamiętal z dziecięcych lat, że tak pachnaiał jego babcia, za kazdym arzem, gdy przytulała go, kiedy spadłdł z konia czy stłukł kolano. Jego ciałem wstrząsnęły torsje.
- Luka... - co??? Jaki Luka? Wzieła go za kogoś innego? To niemożliwe! - Nie martw się... Nie była warta ciebie... nie martw się... Wszytsko się ułoży....
"LUKA??? Co tu do cholery się dizeje???"


- Nie jestem żadnym Luką!! To ja Carter!!
- Dziwne nie wyglądasz na niego, uspokój się Luka, rozumiem że to szok spowodowany tym biegiem wydarzeń no ale...
- Nie jestem Luką!! Możesz to zrozumieć, nigdy nie byłem i nie będę!!
- To w takim razie Luka, nie Luka, skoro nie jesteś Luką, chociaż zawsze się podawałeś za Lukę to kim jesteś??
- Lukę to masz ty ale w mózgu, Abby. Nie pamiętasz jak wygląda facet który ci się kiedyś oświadczył??
- No to się zdecyduj kim jestes, bo na Richarda nie wyglądasz
- Mówiłem, że CARTER!!
- Luka, nie musisz mieć aż takich kompleksów, ja rozumiem, że tak się stało, no ale to nie powód do takiej załamki!!
- Ile razy mam ci mówić,że...
(nadlatuje zielony ludek)
- HAALOO, HAloo tu jednostka specjalna numer 1234 ze statku CX2386. Chciałem państwa powiadomić że w związku z poważnymi problemami w komunikacji dusza zmarłego Johna Trumana Cartera III została przez pomyłkę wysłana do ciała Luki Kovac, a dusza pana Kovac została wysłana na ściepkę dusz ludzkich. Przepraszamy za utrudnienia
(Carter/Luka i Abby)
-COOOOOOO!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!


*Następnego dnia*

Abby otworzyła zapuchnięte oczy i rozejrzala się dookoła. Gdzie była? A no tak... Nic nie widzi, bo leży na brzuchu... "Myśl, kobieto" Przewróciła się na plecy i stęknęła. Nie wymierzyła odległości ispadła z kanapy na coś miękkiego i... ruszajacego się.
- Luka??? - krzyknęła przerażona, gdy zauważyła, że mężczyzna nie ma nic na sobie, a i po chwili odkryła tego samego odkrycia odnośnie siebie.
- Cicho! - powiedział przytępionym głosem. Kac dawał sie we znaki... - Co??? Jaki Luka? - odruchowo zerwał sie na nogi, aby zobacyzć czy jego "przyjaciel" jest w mieszkaniu, zrzucając z siebie kobietę.
- Co robisz!
- Luka, co my najlepszego zrobiliśmy? - zapytała zrozpaczonym głosem, porywajac z kanapy narzutę, którą się przykryła.
- Co zrobiłas z Luką??? I gdzie on jest? - podrapał się po głowie, a po chwili spojrzał w dół. - CO??? Jestem nagi???
- Nie bzykaliśmy się ubrani. - warknęła z ironią.
- We troje??? CO ZROBILIŚMY?
- We troje??? Luka??? Wszytsko z tobą w porządku?
- Jaki Luka? - spojrzał ponownie w dół. - O MÓJ BOŻE! CO SIĘ DZIEJE???
- Luka... ja wiem... chyba przesadzilismy...
- Do cholery, nie rozumiesz! CARTER.
- Co??? To. ze wrócił jeszcze nic nie znaczy...
- JA. JESTEM. CARTER.
- Luka... - podniosła się zawijając w koc. POdesżła w jego stronę, a kiedy dojrzała jego oczy cofnęła się gwałtownie. - Co??? Carter... O mój BOże.... No tak... wczoraj. Kerry i Sam...
- Co???
- Kosmici... - z wrażenia opadła na podłogę, a po chwili olśnienie dostąpiło takze umysłu mężczyzny, który uczynił podobnie jak ona.


(Tymczasem ze statku CX2368)
- Kapitanie wszystko poszło po naszej myśli. Jednostki ziemskie miały ze sobą styczność fizyczną.
- Bardzo dobrze numer 1234. Czy nasza próba stworzenia człowieko-kosmity w ciele tej kobiety za pomocą rozdwojonego mężczyzny powiodła się?
- Nic nie jest wiadome kapitanie. Niestety u ludzi nie jest to takie proste.
- Czy nie wystarczyłoby powtórzenie cyklu?
- Moze wystarczyło by, ale mamy panowanie tylko nad samcem, a nie nad samicą
- Prosze ją także zewrbować na naszą stronę i powtórzyć cykl.
- Jak sobie pan życzy, panie kapitanie
(Jednostka numer 1234, wraca na ziemię, gdzie znajduje osobników nieprzytomnych na podłodze. Wszczepia samicy specjalny czujnik, który pozwoli sterować jej uczuciami i wraca do statku, aby stamtąd móc kontrolować zachowanie osobnikow ludzkich. W tymczasie Abby budzi się i czuje dziwną chcęć na... właśnie nie wiadomo na co, lecz gdy widzi nagie, męskie ciało przed nią już rozumie czego pragnie...)
- Boże co ja robię, dlaczego nie mogę się zatrzymać?!- krzyknęla histerczynie gdy zaczęła powoli rękami zbliżać się do Cartera/Luki
- Abby, przepraszam cię bardzo czy mogłabyś mi powiedzieć co ty wyrabiasz?! Dlaczego mnie ghm... dotykasz?!
- Luka to znaczy Carter ja nie mogę nad tym zapanować!! Z moim ciałem dzieje się coś dziwnego!! Zatrzymaj mnie!!
- Ja... ja nie mogę! Ja też nie mogę oprzeć się temu!!
- Pomocy!Zaczynam się bzykać z facetem dlatego że moje ciało tego chce a nie...- nie dokończyła myśli ponieważ wbrew własnej woli Carter/Luka zamknął jej usta pocałunkiem, na który, mimo własnej rozpaczy odpowiedziała...


- Yhmmm... Luka... - szepnęła do ucha mężczyzny, poczuła, że odrywa od niej wargi z zamiarem zaoponowania, wiec dodała: - Carter... BOŻE, PIEPRZYĆ TO.
- To czy mnie? - mruknął i przygryzł jej ucho. Roześmiała się w głos, przyciskając go mocniej do siebie. Przekręcił się razem z kobietą, tak, że leżał na niej. - Wariatka... - dodał seksownym głosem, keidy nie przestała się smiać.
- Łaskoczesz mnie! - chociaż jej zachowanie nie sugerowało, żeby pod kołdrą, a raczej na panaelach podłogowych, nie zaszło zbyt dużo, oplotła nogami jego biodra.
- Kocham to... - wyrwało się z jej ust.
- Mnie czy TO? - przejechał językiem w dół jej szyj schodząc jak najniżej się da, wraz z akompaniamentem mruknięć.





N
A

C
E
N
Z
U
R
O
W
A
N
Y
M




- Hmmm... To było genialne... Niech nigdy się nie kończy... Ciało Luki... Twój talent do zapełniania luk... - Myślała sobie.
- CO TAKIEGIO?! - Zerwał się z podłogi, zrzucając z siebie 'rozmiękłe' ciało kobiety.
- Ojej... - Uświadomiła sobie, że powiedziała to na głos.

- To pewnie dlatego dlatego zawsze wolałaś Lukę bo miał lepsze ciało?!Bo ja mam blizny na plecach? Albo jestem mniej opalony niż Chorwacki mężczyzna? Czy tez może nie wypełniam twoich zapotrzebowań ...?- Carter wręcz wrzeszczał. Jego wielką "chęć" próbował rozładować nerwami
- Carter, dobrze wiesz że nie o to chodzi. Nie liczy się wielkość tylko jakość...- odpowiedziała Abby po czym zorientowała się że tylko dodała oliwy do ognia. Zrobiła się koloru buraczkowego i mruknęła ciche :
- Przepraszam
Carter zrobił się cały czerwony i wyglądał jak bomba ( odnośnik graficzny: ) Natychmiast zaczął wkładać na siebie "swoje" ubrania. Następnie trzasnął drzwiami i wyszedł. Abby ruszyła w pogoń za nim. Bynajmniej nie dlatego żeby go przeprosić, tylko znów naszła ją fala ciepła, której nie mogła zignorować.

(Tymczasem na statku CX2368)

Jednostka numer 1234 z zaciekawieniem przyglądała się osobnikowi, który nagle zaczął uciekać z pomieszczenia. Nie rozumiał dlaczego samce na Ziemi są takie nieśmiałe. Postanowił zadzwonić do kapitana czy ma dalej powtarzać cykl i czy jeśli tak to ile na jaką mocność nastawić nadajnik skoro samiec ucieka od punktu wykonania. Po krótkiej rozmowie wiedział co zrobić. Nastawił przekrętła na najwyższy poziom hormonów. Wiedział, że takiej dawki nie wytrzymałby nawet kamień...

(Na Ziemi)

Carter szedł chodnikiem wściekły na cały świat. Jedyne na co miał ochotę to zniszczyć ciało Luki, ale wiedział, że wtedy także zniszczy samego siebie, a tego mimo wszystko nie chciał. Nagle poczuł jak przez jego ciało przechodzi niesamowite ciepło. Czuł to już wcześniej. W tej chwili usłyszał za sobą głos Abby. Gwałtownie się odwrócił. Zanim zorientował się co sie dzieje, leżał razem z nią w kałuży pomiedzy budynkami...


Post został pochwalony 0 razy
 
Zobacz profil autora
Jade_Eyed_Tenshi
Salowy



Dołączył: 12 Lut 2007
Posty: 115
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Somewhere I belong

 PostWysłany: Nie 12:27, 15 Kwi 2007    Temat postu: Back to top

Moniś!! Laughing nie no polewa totalna Laughing szkoda tylko że niecałe jest Wink no ale dobrze ze chociaz troche jest Very Happy Laughing

Post został pochwalony 0 razy
 
Zobacz profil autora
Avonelee
Lekarz



Dołączył: 06 Paź 2006
Posty: 1574
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5

 PostWysłany: Nie 12:35, 15 Kwi 2007    Temat postu: Back to top

kochana śliczne.. Wink

Post został pochwalony 0 razy
 
Zobacz profil autora
Cortez
Praktykant



Dołączył: 17 Mar 2007
Posty: 304
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Konstancin-Jeziorna

 PostWysłany: Nie 21:21, 15 Kwi 2007    Temat postu: Back to top

no sliczne Very Happy i wlasnie tak musi wygladac fick zabawa w 3 zdania.

Post został pochwalony 0 razy
 
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Fanów Serialu Ostry Dyżur - ER Strona Główna -> FanFic Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach